11 listopada 1673 i 11 listopada 1918

Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska

 

                                                                                                                            Józef Piłsudski

 

       Oba wydarzenia z dnia 11 listopada, choć dzieli je aż 245 lat, są do siebie w pewnym sensie podobne – oba wydarzenia odzwierciedlają słowa Marszałka.

     11 listopada obchodzimy Święto Niepodległości na cześć wydarzeń z 1918 roku, kiedy to Józefowi Piłsudskiemu Rada Regencyjna przekazała władzę nad formującym się wojskiem Polskim. Czemu właśnie ten dzień został wybrany spośród wielu innych w roku 1918, na święto? Zadecydowały tutaj dwa czynniki – jednym z nich jest przypadające na ten dzień zakończenie I Wojny Światowej – wtedy to przedstawiciele Cesarstwa Niemieckiego podpisali kapitulację w wagonie kolejowym w miejscowości Compiegne we Francji. Oznaczało to klęskę zaborców „zachodnich”- Rzeszy Niemieckiej i Austro-Węgier. Wschodni zaborca, Rosja, wcześniej skapitulowała, bo już w dniu 3 marca 1918 roku. Oznaczało to, że wszyscy zaborcy, którzy przez 123 lata więzili w okowach niewoli naród polski, byli przegranymi. Polska była wolna (chociaż jeszcze wiele krwi musiało popłynąć by Polska wywalczyła i obroniła swoją świeżo odzyskaną niepodległość). Rada Regencyjna – quasi suwerenny rząd polski, utworzony ostatecznie w efekcie słynnego aktu z 5 listopada 1916, tzw. odezwy dwóch cesarzy przekazała po uwolnieniu Józefa Piłsudskiego z twierdzy magdeburskiej w jego ręce władzę nad wojskiem. Ta decyzja z politycznego punktu widzenia była najważniejszym wydarzeniem. Skutki tej decyzji były doniosłe i dalekosiężne – władza nad wojskiem została oddana w ręce patrioty, niezależnego od władz zaborczych, bohatera wojennego, który zawsze, wbrew wszystkim głosił wizję pełnej niepodległości. A to właśnie wojsko jest wyznacznikiem tego, czy kraj istnieje. Kraj posiadający własne wojsko, istnieje. Nawet, gdy kraj jest podbity ale wojsko istnieje (czy to podziemne, czy „emigracyjne”) – ten kraj trwa. I walczy. Dlatego właśnie 11 listopada 1918 roku jest taką symboliczną datą – to wtedy Polska powstała po ponad 123 latach niewoli (III rozbiór Polski został podpisany 24 października 1795 roku). Kraj bez ściśle określonych granic, bez administracji, bez waluty, bez zcentralizowanej władzy, w pustce powojennej, ale mający swoją armię - istnieje. I to właśnie wtedy, tam gdzie stanęła noga żołnierza polskiego, była Polska. To wojsko ukształtowało nasze granice. I ku czci tego wiekopomnego choć symbolicznego wydarzenia obchodzimy Dzień Niepodległości. I Polska, mimo klęsk doznanych w przeciągu 123 lat nie uległa – i zwyciężyła, powstając jak Feniks z popiołów.

       W 1673 roku sytuacja była w pewnym sensie podobna. Po katastrofie roku 1672 (utrata Kamieńca Podolskiego i części terytorium oraz upokarzający traktat w Buczaczu, podpisany mimo licznych zwycięstw hetmana Jana Sobieskiego podczas tzw. wyprawy na czambuły tatarskie, który czynił dumną niegdyś Rzeczpospolitą Królestwa Korony Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego lennikiem Imperium Tureckiego) podzielona i skłócona wewnętrzne Rzeczpospolita była na kolanach. Z grożącą wojną domową. Wydarzenia z tego roku świetnie oddaje książka „Pan Wołodyjowski” Henryka Sienkiewicza. Jak wiele razy w historii, gdy potężne państwo jest wewnętrznie skłócone, staje się łatwym łupem sąsiadów, co świetnie oddaje oryginalna czwarta zwrotka Mazurka Dąbrowskiego:

 

„Niemiec, Moskal nie osiędzie,
gdy jąwszy pałasza,
hasłem wszystkich zgoda będzie
i ojczyzna nasza”.

 

     Jednakże naród polski i jego elity otrząsnęli się. Mimo takiej katastrofalnej klęski nie poddano się – postanowiono walczyć i zmazać hańbę traktatu buczackiego. A w tej woli walki już tkwiło ziarno owego zwycięstwa, o którym pisał wiele lat później Marszałek. Sejm Rzeczpospolitej nie ratyfikował upokarzającego traktatu i postanowił kontynuować wojnę, która choć miała trwać jeszcze 4 lata, przyniosła znakomite zwycięstwa pod Chocimiem  i Lwowem, słynną zwycięską obronę Trembowli czy zwycięskie boje pod Żórawnem. W efekcie działań bojowych nie było już mowy o żadnym hołdzie lennym i płaceniu Turcji haraczu.

     W trudnych początkach 1673 roku postanowiono „postawić” na hetmana Jana Sobieskiego i zaczęto uzgadniać wojenne plany. Jak mówił Sobieski:

 

    „Zgody życzę, a zgody wewnętrznej, bo ta konserwuje państwa i miasta, rerum concordia custos, uczymy się od naszego ciała, że lubo język od zębów ukąszony bywa, przecie ze sobą w jedności. Jeden człowiek obrazi drugiego jako ręka rękę, a przecie w zgodzie jedna drugą leczy i zawija. Zgody tedy nade wszystko, a zwłaszcza tego czasu nam potrzeba”.

 

     Po długich debatach sejmowych, i przedstawieniu wielu projektów wojskowych, ostateczną akceptację uzyskał plan hetmana, o jakże znamiennej nazwie „Obrona Rzeczpospolitej”. Ustalono wysoki komput (etat) wojska zaciężnego z Korony i Litwy, uzupełniony żołnierzami  dymowymi i wybranieckimi. Znów Polska i Litwa, jako dwie części jedności, miały stanąć ramię w ramię, szabla w szablę, z wrogiem zagrażającym istnieniu państwa i wiary. Rozpoczęło się żmudne zbieranie podatków i organizowanie armii.

     Turcja natomiast, po wysiłku z roku poprzedniego, organizowała armię opieszale. Stosunkowo nieliczne siły, oczywiście jak na Imperium, wyruszyły późno z Konstantynopola. Część doradców sułtana wyrażała nawet wolę na rozmowy pokojowe i zmniejszenie haraczu. W każdym razie, ostatecznie sułtan wraz z wezyrem zawrócili, i zapadła decyzja o przyjęciu postawy obronnej na zdobytych terytoriach, na trzech głównych pozycjach (Chocim, Mołdawia, Kamieniec Podolski).

     Problemy ze zbieraniem podatków w Rzeczpospolitej spowodowały, że na potrzeby wojska zastawiono nawet klejnoty koronne. Ważnym okazało się wsparcie finansowe z Rzymu – papież wspomógł walkę z islamem kwotą 100 tysięcy złotych.

    Wojska polskie i litewskie powoli się koncentrowały. W obozie pod Glinianami, 8 października schorowany król Michał Korybut Wiśniowiecki dokonał popisu armii, przeprowadzonego z wielką pompą. Następnego dnia, na naradzie wojennej ustalono plan działań. Król oddał komendę nad wojskiem Sobieskiemu a sam wrócił do Lwowa. Wojska polskie i litewskie maszerowały oddzielnie, posuwając się ku nieprzyjacielowi. Na skutek informacji o możliwej koncentracji sił tureckich, wybrano za pierwszy cel najsilniejsze zgrupowanie wroga, armię Husseina Paszy skoncentrowaną pod Chocimiem, która rozłożyła się w dawnym obozie wojsk Rzeczpospolitej z czasów bitwy z 1621 roku (sam Chocim był areną co najmniej 7 bitew w historii Polski [1503, 1509, 1530, 1572, 1616, 1621, 1673] , z czego 6 zwycięskich). Co ciekawe, skierowano się na Chocim od strony Jass w Mołdawii, a więc od południa, po głębokich liniach wewnętrznych nieprzyjaciela. Miało to na celu uniemożliwienie połączenia się sił Husseina Paszy z armią Kapłana Paszy obozującą pod Cecorą. Sam słynny teoretyk wojskowości Karl von Clausewitz uznał „chocimski manewr” za mistrzostwo a talent samego Jana Sobieskiego – za wybitny.

    Trwały ciągle niesnaski na linii hetman Sobieski – hetman Pac. Litewski hetman często sprzeciwiał się  i utrudniał plany Sobieskiego. Doszło do tego, że doprowadzony do ostateczności Sobieski, chcąc kontynuować marsz, stwierdził, że jest gotów przejść wraz z wojskiem polskim pod komendę Litwinów, byleby dalej maszerować. Słynne słowa przyszłego króla warto tutaj przytoczyć:

 

    „Wchodzę w nieprzyjacielską ziemię z której pierwej nie wynijdę, aż albo szczęśliwie za błogosławieństwem Pańskim nieprzyjaciela zniosę, albo chwalebnie za ojczyznę głowę położę”.

 

    29 października dowiedziano się, że z obozu tureckiego uciekł hospodar mołdawski Stefan Petryczajko z 1500 żołnierzami, by przejść na polską stronę. 5 listopada pod Bojanem (miejscem przyszłej słynnej bitwy z 1685 roku) armie polska i litewska wreszcie połączyły się. Mimo bardzo trudnych warunków i plagi dezercji, armia maszerowała dalej. Ostatecznie, 9 i 10 listopada wszystkie siły Rzeczpospolitej dotarły pod Chocim po blisko 300 km marszu.

      Wojska polsko-litewskie wraz z siłami mołdawsko-wołoskimi, które przed bitwą przeszły na polską stronę, zgromadzone pod Chocimiem liczyły ok. 30-34 tysięcy żołnierzy z czego ok. 17-20 tys. jazdy w tym dwa tysiące husarii i ok. 13-14 tys. piechoty i dragonii. Czeladź mogła liczyć ok. 40 tysięcy ludzi, więc całość sił mogła przekraczać nawet 70 tysięcy ludzi. Sobieski dysponował nadto 65 działami i 1 moździerzem. Silna artyleria była potrzebna, ponieważ Turcy zajęli świetną pozycję obronną w ufortyfikowanym obozie (pamiętajmy, że 52 lata wcześniej, licząca ok. 55 000 żołnierzy (ok. 100 000 ludzi wraz czeladzią) armia polsko-litewsko-kozacka dowodzona prze hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza odparła liczącą ok. 110 000 żołnierzy (ok. 200 000 ludzi wraz z czeladzią) armię turecką dowodzoną przez sułtana Osmana II, broniąc się właśnie z tego obozu. Potężne wały i umocnienia stanowiły świetną osłonę dla Turków, jednocześnie wręcz uniemożliwiając pełne użycie polskiej najgroźniejszej broni – husarii.

      Wojska Husseina Paszy, cięgle wzmacniane przez sierpień i wrzesień, mimo ucieczki wojsk wołoskich i mołdawskich liczyły ok. 30-31 tysięcy żołnierzy wraz z 35 działami. Składała się z ok. 22 tysięcy kawalerii i ok. 8 tysięcy janczarów. Czeladź mogła liczyć kilkadziesiąt tysięcy ludzi, i stanowić ewentualnie dużą pomoc w obronie obozu. Turcy byli wypoczęci, dobrze odżywieni i uzbrojeni.

     9 listopada, w czasie nadchodzenia kolejnych polskich jednostek, toczyły się harce. Turcy małymi grupkami wyjeżdżali przed wały, i z okrzykiem „haracz!, haracz!” mającym wypomnieć Polakom złamanie traktatu buczackiego, walczyli z analogicznymi grupkami wojowników z Polski. Indywidualne popisy umiejętności walki wręcz trwały cały dzień. Wieczorem odbyła się narada wojenna w polskim obozie. Hetman litewski Michał Pac robił wszystko, by nie dopuścić do jego zdaniem niemożliwego do wygrania szturmu. Przeważyło jednak zdanie Sobieskiego.

   10 listopada całe wojsko polsko-litewskie wyszło z obozu i ustawiło się przed tureckimi fortyfikacjami, a artyleria rozpoczęła ostrzał. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, pozostałe po stronie tureckiej siły wołosko-mołdawskie przeszły na polską stronę, a siły hetmana obsadziły obóz nowych sprzymierzeńców, zyskując jeszcze lepsze pole do ostrzału wroga. Przez cały dzień trwał ostrzał, przeprowadzono również, odparty przez janczarów, próbny szturm, w którym brała udział również polska czeladź. Wieczorem, siły Rzeczpospolitej podsunęły się nieomal pod same wały, które szybko obsadziły prawie wszystkie siły półksiężyca. Należy tutaj wspomnieć, że sam obóz turecki, był straszną pułapką dla atakujących w szyku wojsk przeciwnika – mnóstwo namiotów, wozów, sznurów, palików – wszystko to czyniło dla napastnika, któryby przebił się przez fortyfikacje obozu wielkie niebezpieczeństwo chaotycznej walki z licznym i wyszkolonym żołnierzem islamu. Co jak pokazała przyszłość, rzeczywiście sprawiło Polakom pewien problem, jednakże to przecież Polacy byli najlepiej wyszkolonymi indywidualnie wojownikami, dlatego siły Orła i Pogoni nie obawiały się tak bardzo starcia we wnętrzu obozu.

      Turcy byli gotowi na szturm, ale Sobieski nie wydał rozkazu ataku. Przez całą długą i zimną listopadową noc zahartowani żołnierze Rzeczpospolitej stali przed chocimskimi wałami, zmuszając Turków do trwania na swoich stanowiskach. Zaczął wiać zimny wiatr, spadł deszcz ze śniegiem. Sam polski hetman dla podniesienia morale armii spędził noc przy lawecie armatniej, co jakiś czas przechadzając się wśród żołnierzy dodając im otuchy. Pogoda była tak zła, że kilka osób z polsko-litewskiej armii nie przetrwało nocy i zamarzło na śmierć. Jednakże, jakie musiały być straty po stronie wroga, którego żołnierze byli wychowani w znacznie cieplejszym klimacie. Było to mistrzowskie zagranie Sobieskiego, który nawet pogodę potrafił wykorzystać na swoją korzyść.

       Nad ranem armia Rzeczpospolitej była gotowa do ataku. Osaczyła obóz wroga półkolem, na prawym, najsilniejszym skrzydle znalazły się głownie siły hetmana Sobieskiego (pułki Bidzińskiego, Zbrożka, Skoraszewskiego oraz dalej pułki Jabłonowskiego, samego Sobieskiego i Leszczyńskiego). W centrum siły hetmana Dymitra Wiśnioweickiego (pułki królewski, D. Wiśniowieckiego, A. Potockiego i S. Potockiego) a na lewym skrzydle siły hetmana Paca (grupa M. Paca i M.K. Radziwiłła – szwagra Sobieskiego). Pierwszą linię stanowiła piechota z artylerią, co oczywiste najbardziej zdatna do szturmu na fortyfikacje, drugą – kawaleria – której zadaniem było uderzyć na obóz przez zdobyte i poszerzone przez piechotę przejścia i pokonać wroga. Trzecia linię na prawym skrzydle stanowiły niepewne siły sojusznicze (Wołosi i Mołdawianie).

      Hussein Pasza obsadził wały janczarami i artylerią, kawalerię cofnął w głąb obozu, z zadaniem przeprowadzenia morderczego kontrataku na wjeżdżającego do obozu przeciwnika.

     Hetman wielki koronny Jan Sobieski, po porannym obejściu pozycji tureckich stwierdził zmniejszenie obsady wałów przez wrogich żołnierzy – zapewne na skutek chłodu, zmęczenia jak i chęci zjedzenia posiłku. Licząc na element zaskoczenia, przyszły król nakazał natychmiastowy atak. Z racji odległości i opieszałości hetmana Paca, Litwini zaatakowali z opóźnieniem, co wbrew pozorom okazało się później korzystne.

     Po nawale artyleryjskiej trwającej 15 minut (zapewne każde z dział wystrzeliło kilka razy), około godziny 8 rano rozpoczął się szturm.

     Sam Sobieski ruszył na czele piechoty, dragonii i czeladzi do walki:

 

     „Sam z gołą szablą pieszo przed swoją partią idąc, krzyczał, aby dla miłości Bożej, dla wiary i kościołów – dla Ojczyzny miłej, w Bogu mając nadzieję odważnie postępowali”.

 

      „Podbiegali do niego oficerowie i zaklinali, by nie narażał swojej osoby przez wzgląd na wojska”.

      

       „Na strzelenie z pistoletów od wałów [kilkanaście metrów – przyp. aut] wsiadł na konia; a w tym niesłychanie ochotnie i odważnie skoczyły regimenty”.

 

        Inni oficerowie i generałowie za tym przykładem też prowadzili swoje oddziały, i generał artylerii Marcin Kątski, i Stefan Czarniecki, bratanek słynnego bohatera polskiego hymnu. Widać jak ważny był osobisty przykład dowódców i jaki miało to wpływ na morale szturmujących. W 15 minut na prawym skrzydle zdobyto wały (pierwszy osiągnął sukces oddział Pietrzykowskiego):

 

    „wystrzelawszy nieprzyjaciela, wały opanowali (…) i berdyszami  tych, co nie uciekli, okrutnie siekli”.

 

      Wały spłynęły krwią. Atakujący zapłacili dużą daninę krwi, jednak to obrońcy, po zdobyciu fortyfikacji, kładzeni byli pokotem przez polską furię.

     Nastąpił newralgiczny moment bitwy – piechota rozpoczęła rozkopywanie wałów, by zrobić miejsce dla kawalerii. Była to ciężkie zadanie, ponieważ część piechoty wykonywała prace ziemne, reszta odpierała gwałtowne ataki janczarów oraz musiała wytrzymać ostrzał broni palnej. Krzyżowały się szable polskie i tureckie, berdysze i spisy. Wreszcie uderzyła czekająca w drugiej linii kawaleria turecka. Bohaterskiej polskiej piechocie groziła zagłada, ale wtem przez wystarczająco poszerzone wyłomy na nacierających Turków spadło mordercze uderzenie najlepszej kawalerii świata – husarii. Oddziały Leszczyńskiego odrzuciły wrogą kawalerię.

     Turcy byli jednak zdeterminowani, ponawiali ataki w wielkiej masie. Osamotniona kawaleria Leszczyńskiego i Jabłonowskiego, pozbawiona kopii, atakowana ze wszystkich stron została wyparta poza wały, tam jednak na wojowników półksiężyca spadło uderzenie dalszych polskich sił i Polacy powrotem, na karkach islamskiej kawalerii, wjechali do obozu.

     Do obozu dostawały się kolejne oddziały polskie, również wzdłuż Dniestru, gdzie zdobyto baterię tureckich dział i po obróceniu armat, rozpoczęto ostrzał środka obozu. Polacy przesuwali się wzdłuż stromego brzegu rzeki. Wtem, świetnie wyszkolona jazda turecka, by nie dopuścić do oskrzydlenia, uderzyła gwałtownie w bok sił Bidzińskiego. Natarcie było tak potężne, że pomieszane oddziały polskie i tureckie spadły ze skarpy z 10 metrów, czyniąc wielkie kotłowisko walczących, rannych i zabitych (sam Bidziński wyszedł z tego ciężko potłuczony).

     Jednak nie wszystkie oddziały polskie zostały zepchnięte, po zażartej walce odrzucono Turków i zaczęto przesuwać się ku centrum. Wtedy to, część żołnierzy łamiąc porządek rzuciła się rabować obóz. Nad polskimi siłami zawisło niebezpieczeństwo kontruderzenia kawalerii tureckiej. Wtedy to Sobieski nakazał potężną szarżę 1500 husarzy, wspartych następnie pancernymi. Uderzenie było tak gwałtowne, że żołnierze Husseina Paszy zostali odrzuceni. Atak zatrzymał się na linii namiotów. Następnie atak kontynuowano, wśród plątaniny lin, namiotów i wozów. Jak się okazało, świetnie wyszkoleni indywidualnie polscy rycerze bardzo dobrze radzili sobie w walce z cofającymi się ku mostowi na Dniestrze ale zażarcie walczącymi Turkami.

      W centrum, gdzie umocnienia wojsk Proroka były najsilniejsze, Polakom nie udało się wedrzeć na wały, ale wiązali oni ogniem i szturmami znaczne siły wroga.

      Na lewym, litewskim skrzydle, wykonany z opóźnieniem, atak powiódł się. Po zdobyciu wałów, Litwini uderzyli swoją długą bronią drzewcową w bok sił walczących z Polakami.

     Obustronny atak, jak często pokazuje historia wojen, okazał się decydujący. Ciągle bardzo liczni Turcy rozpoczęli odwrót ku mostowi na Dniestrze. Niewątpliwie na decyzję o odwrocie wpływ miał manewr hetmana polnego litewskiego Michała Radziwiłła, który nacierając brzegiem Dniestru (analogicznie jak Bidziński, tyle że po przeciwnej stronie) wdarł się do obozu i zagroził odcięciem jedynej drogi ucieczki. Sam hetman wykazywał się męstwem, ściął w walce szablą jakiegoś tureckiego baszę. Turcy, widząc niknąca szansę ratunku, stracili nadzieję i rzucili się do bezładnej ucieczki, stając się łatwym celem dla litewskich kopii i szabel:

 

      „przypadli Turcy na most, na którym się zatamowali, a ich od tyłu rąbano. Legło gwałt trupa tureckiego nad mostem”.

 

     Rozpoczęła się masakra. Turków było jednak tak dużo, że kolejne oddziały odrzuciły Litwinów spod mostu, jednak na dość niewielką odległość.

      Wtedy też, doszło do jednego z najniebezpieczniejszych momentów bitwy. Kilka tysięcy jazdy bośniackiej (zislamizowanych Słowian na służbie tureckiej) dowodzonych przez Sulejmana Paszę próbowało się przebić przez jedną z bram ku Jassom, miejscowości w Mołdawii, na południe od pola bitwy.  Po wyjeździe z obozu natknęły się jednak na odwodowe chorągwie Wiśniowieckiego i Potockiego. Potężne uderzenie Polaków zepchnęło wroga powrotem do obozu. Część Bośniaków została zmasakrowana prze piechotę na wałach, natomiast pozostali, wepchnięci do obozu znaleźli się nagle na tyłach zaskoczonych wojsk polskich, a dokładnie oddziału, w którym znajdował się sam hetman wielki koronny Jan Sobieski, i to na „pół strzelenia z pistoletu” a więc zaledwie kilkanaście metrów (!).

     Przyszłego zwycięzcę spod Wiednia uratował atak odwodowych 4 chorągwi husarskich, wspartych kilkoma chorągwiami pancernych. Bośniacy zostali kompletnie rozbici i zepchnięci:

  

    „do głębokiej i wąskiej między skałą przerwy, gdzie z końmi łby połamali”.

 

      Kolejny oddział turecki, liczący ok. 2 tysiące jeźdźców, został rozbity przez siły samego hetmana Paca. Ostatnim akordem było załamanie mostu, pod wpływem ostrzału i walki – setki Turków spadło w nurt rzeki, a ogarnięci szaleństwem inni – sami skakali do wezbranej rzeki, byle dalej od polskich i litewskich szabel: 

 

      „Było tam co widzieć, jak ginęli z srogiej skały w Dniestr skacząc”.

 

      Turcy, którzy zdołali uciec przed załamaniem się mostu, byli krwawo ścigani prze lekkie chorągwie Rzeczpospolitej. Pościg trwał aż pod mury Kamieńca Podolskiego. Cała droga usłana była setkami jeśli nie tysiącami ciał zabitych wojowników sułtana. Komendant twierdzy, Halil Pasza, wpuścił tylko Husseina Paszę i jego najbliższe otoczenie, resztę skazując na śmierć z polskiej ręki.  Wreszcie, ci, którzy uszli Polakom i Litwinom, zostali również rozbici przez ludność:

  

      „Chłopi i opryszkowie, zebrawszy się koło Chreptiowa, na głowę [Turków] znieśli”.

 

       Tak zakończyła się bitwa pod Chocimiem. Jedna z trzech (obok Parkanów 1683 i Zenty 1697) największych lądowych klęsk w historii Imperium Ottomańskiego.

        Turcy ponieśli gigantyczne straty. Łącznie szacować je można na 20 tysięcy zabitych (!).

 

        „Janczarzy, których było 8 tysięcy, są prawie w całości wycięci”

 

Zginęła również większość kawalerii, dużo czeladzi, poległo wielu znacznych dowódców, w tym bejlerbej Rumelii Seidogli Pasza, pasza Bośni Sulejman, dowódca janczarów i dowódca sipahów. Wzięto 3 tysięcy jeńców:

 

        „Cała dolina zapełniona była rannymi i zbiegami, którym rzezią zmęczeni zwycięzcy życie darowali”.

 

     Jak pisał sam Sobieski, wychwalając przeciwnika:

 

    „Z naszego wojska, jako w tak ciężkim czasie, niemało dobrych junaków zginęło – kopii większa skruszona połowa (…), bo tak mężnych ludzi, jako to było tureckie wojsko, wiem, że wieki nigdy nie miały i już będąc w taborze , po dwa razy byliśmy bliscy przegranej, ale rezolucja ekstraordynaryjna i sprawa dobra, osobliwie husarskich chorągwi, wytrzymała i zwyciężyła. (…) Pomimo to zginął nieprzyjaciel we dwóch godzinach. Starszyzna prawie wszystka zginęła , trzech paszów już na placu znaleziono, drudzy żywcem wzięci:”

 

    Wzięto wielkie łupy, w tym namiot Husseina Paszy, który hetman kazał pokropić świeconą wodą i odprawić w nim mszę wraz z odśpiewaniem dziękczynnego Te Deum oraz zieloną chorągiew proroka, ozdobioną bardzo pacyfistycznym islamskim napisem:„Daje moc najwyższy u Boga prorok nasz Mahomet ścinać Giaurów i zabijać”, którą wysłał do Rzymu jako wotum dziękczynne za wielką wiktorię:

 

     „Namiotów, koni tureckich, wielbłądów, mułów, sreber, złota co niemiara wpadło w łup wojska naszego i piechota, której wielkie męstwo i wielką każdy musi przyznać rezolucję, przez kilka dni, nie mając co w gębę włożyć, teraz sobie w nieprzyjacielskim odpoczywa obozie przeszłych sobie fetując głodów i niewczasów:”

 

     Straty wojsk Rzeczpospolitej były wysokie, wyniosły ok. 500 zabitych i 1500 rannych. Poległo i zostało rannych wielu oficerów, co niewątpliwie świadczy o ich zaangażowaniu w bezpośredni bój. Z jednej strony 500 zabitych to wysokie straty, jednak w  stosunku do 20 tysięcy Turków – nieznaczące. Stosunek strat wynosił ok. 1:40. Niewiele było bitew stoczonych przez wojska Rzeczpospolitej, gdzie stosunek strat był wyższy (np. Kircholm 1605 1:90, Bukowo 1600 1:100, Lubieszów 1577 1:100 czy Kiesia 1601 1:200).

      13 listopada poddał się obsadzony przez Turków zamek chocimski. Po bitwie hetman Pac odmówił udziału w dalszej kampanii, uniemożliwiając Sobieskiemu dalsze zwycięstwa. Jednakże wkrótce do armii dotarła informacja o śmierci króla Korybuta – hetman Sobieski postanowił spieszyć do Warszawy, żeby wziąć udział w zbliżającej się elekcji, która, dzięki sławie zwycięzcy spod Chocimia, przyniosła mu koronę.

       Bitwa pod Chocimiem jest jednym z największych zwycięstw, jakie odniosła Rzeczpospolita w swojej historii. Tak też, 11 listopada jest dniem, który wybitnie świadczy, że jeśli nawet ponosimy klęskę ale nie poddajemy się – walczymy dalej – jest to już zalążek przyszłego zwycięstwa. Najważniejsza jest determinacja i wiara w sukces, a wszystko jest możliwe.

      „Niech żywi nie tracą nadziei.”

         

Bibliografia

 

Źródła:

 

1. Druszkiewicz S., Pamiętniki 1648-1697, Siedlce 2001.

2. Dupont F., Pamiętniki… [w:] Pamiętniki do czasów króla Jana III,  Kraków 1883.

3. Jemiołowski M., Pamiętnik dzieje polski zawierający (1648-1679), Warszawa 2000.

4. Kochowski W., Roczników Polski Klimakier IV obejmujący dziej Polski pod panowaniem

    Króla Michała przez…, Lipsk 1853.

5. Klimecka G., Nieznane listy Jana Sobieskiego, Warszawa 1987.

6. Sobieski J., Listy do żony Marii Kazimiery, Kraków 1860.

7. Ślizień S., Haracz krwią turecką Turkom wypłacony, Wilno 1674.

 

Opracowania:

 

1. Cichowski J., Szulczyński A., Husaria , Warszawa 2004.

2. Górski K., Historya artyleryi polskiej, Warszawa 1902.

3. Górski K., Historya jazdy polskiej, Kraków 1894.

4. Górski K., Histotya piechoty polskiej, Warszawa 1896.

5. Górski K., Wojna Rzeczpospolitej Polskiej z Turcyą w latach 1672 i 1673, Warszawa 1890

6. Hundert Z., Husaria koronna w wojnie polsko-tureckiej 1672-1676, Oświęcim 2012.

7. Korzon T., Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. II, Kraków 1912.

8. Majewski W., Wojny polsko-tureckie 1672-1699 [w:] Polskie tradycje wojskowe, red. J.   

    Sikorskiego, t. I, Warszawa 1990.

9. Markiewicz M., Historia Polski 1492-1795, Warszawa 2002.

10. Nowak T., Wimmer J., Dzieje oręża polskiego do roku 1793, tom I, Warszawa 1968.

11. Orłowski D., Chocim 1673, Warszawa 2007.

12. Pajewski J., Buńczuk i koncerz. Z dziejów wojen polsko-tureckich, Warszawa 1983.

13. Sadzewicz M., Pod Chocimiem 1673, Warszawa 1969.

14. Sawicki Z., Traktat szermierczy o sztuce walki polską szablą husarską cz. 2. W obronie

     Ewangelii, Zawiercie 2012.

15. Sikora R., Z dziejów husarii, Warszawa 2010.

16. Sikorski M., Wyprawa Sobieskiego na czambuły tatarskie 1672, Zabrze 2007.

17. Wagner M., Wojna polsko-turecka w latach 1672-1676, tom 1-2, Zabrze 2009.

18. Wimmer J., Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978.

19. Wimmer J., Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, Warszawa 1965.

20. Woliński J., Z dziejów wojen polsko-tureckich, Warszawa 1983.

21. Wójcik Z., Historia powszechna wiek XVI-XVII, Warszawa 2006.

22. Wójcik Z., Jan Sobieski 1629-1696, Warszawa 1983.

23. Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. II, Warszawa 1966.

24. Zgórniak M., Wojskowość polska w dobie wojen tureckich drugiej połowy XVII wieku,

      Wrocław 1985.

 

Kuba Pokojski

 

 

 

      

     

 

 

     

   

Korzystanie z serwisu oznacza akceptację polityki cookies. Akceptuję