Wiek XVI i XVII w historii Europy uchodzi za wiek „brudu”, prawdziwy czas „wieków ciemnych” w higienie osobistej. Niechęć do wody, do kąpieli, ba, wręcz przekonanie o szkodliwości tego typu zabiegów (i nie chodzi tu o znane i nam żartobliwe powiedzenie „częste mycie skraca życie”, ponieważ wg zdecydowanej większości XVII wiecznych Europejczyków jakakolwiek kąpiel skracała życie) przyniosła ten zadziwiający w historii Europy „czas brudu”. Jednak, czy ten „śmierdzący czas” dotyczył wszystkich Europejczyków? Nie! Polacy, jak w wielu przypadkach zdecydowanie wyprzedzali swoje czasy (czy też w tym przypadku nie ulegli „nowinkom z zachodu”)
Żeby zrozumieć przyczynę takiej niechęci do czystości u mieszkańców zachodniej Europy w okresie nowożytnym, należy cofnąć się do średniowiecza. Wbrew obiegowej opinii, ludność w średniowieczu dbała o higienę. Praktycznie w każdym mieście były łaźnie a ludzie myli się niemal codziennie[1]. Jednak w 1347 roku Europę dotknęła apokalipsa, epidemia dżumy, czarnej śmierci, która w ciągu kilku lat zabiła ok. 1/3 mieszkańców kontynentu (ok. 20 mln ludzi). Już w 1348 roku ówcześni uczeni Uniwersytetu Paryskiego doszli do przekonania, że jednym z głównych powodów szybkiego rozprzestrzenienia się zarazy i wysokiej śmiertelności były kąpiele – gorąca woda wywierała niebezpieczny i osłabiający skutek na ciało, pod jej wpływem otwierały się pory, przez które zaraza przedostawała się do organizmu.
Rozpoczął się trwający ponad 300 lat proces stopniowego zamykania łaźni i eradykacji instytucji kąpieli z życia Europejczyków (ale nie wszystkich). Jak pisał w 1568 roku królewski chirurg Ambroży Pare:
„Należy zakazać łaźni i kąpielisk, albowiem gdy się z nich wyjdzie, ciało ma postać rozmiękłą i pory otwarte, a zadżumione opary mogą rychło wniknąć do organizmu i wywołać od razu śmierć, co widzieliśmy już wiele razy” [2].
A że epidemie o różnym zasięgu przetaczały się przez prawie całą Europę aż do XVIII wieku, strach przed wodą trwał przez prawie 400 lat. Nastąpiło stopniowe zamykanie łaźni i kąpielisk w krajach Europy. W 1538 roku Henryk I Walezjusz nakazał zamknąć wszystkie łaźnie we Francji, w 1546 roku Henryk VIII zamknął łaźnie w Londynie. Nieco dłużej walczono z nimi w Hiszpanii, tam dopiero w 1576 roku król Filip II rozkazał je ostatecznie zamknąć (Arabom, którzy przeszli na katolicyzm zakazano kąpieli, a, co może wydawać się tragikomiczne, w procesach inkwizycyjnych przeciwko Żydom i Maurom dowodem oskarżenia często było stwierdzenie, że „znani są z zażywania kąpieli”). Erazm z Rotterdamu pisał w 1526 roku:
„Dwadzieścia pięć lat temu nie było nic bardziej modnego w Brabancji niż łaźnie publiczne – dziś już ich nie ma; nowa dżuma nauczyła nas obchodzić się bez nich” [3].
Najdłużej na zachodzie Europy „broniły się” przed likwidacją łaźni Niemcy, ostateczny cios i tak „przetrzebionym” łaźniom przyniosła Wojna Trzydziestoletnia (1618-1648), po której otwarte pozostały już tylko pojedyncze przybytki.
W Polsce, czy szerzej w Rzeczpospolitej sprawa wyglądała zdecydowanie odmiennie. Nie dotknięta w średniowieczu prawie w ogóle wielką epidemią dżumy, mająca kontakty z muzułmańskim Orientem, gdzie czystość była nieporównywalnie większa niż w chrześcijańskiej Europie (o tym dalej), nie tak gęsto zaludniona ze znacznie mniejszymi miastami niż na Zachodzie (dzięki czemu było znacznie mniej epidemii a te które były miały znacznie mniejszy zasięg) okazała się „odporna” na „nowinki z zachodu”.
W XVI-XVII wieku łaźnie różnej wielkości były w niemal w każdym pałacu, mieście, miasteczku czy wsi a nawet dworku szlacheckim[4] (!). Łukasz Górnicki w swoim „Dworzaninie” tak pisał:
„Jako do łaźni pospolitej kto wnidzie, ten musi cierpieć wiele niewczasów: gdzie jeden się maże gorzałką z mydłem, drugi maścią od urazu, więc ten puszcza bańki, a ów zasię siecze się winnikiem, zasię jeden woła: zalej, a drugiby rad, żeby drzwi uchylono.“
Marcin Kromer, autor m.in. wydanego po łacinie dzieła: „Polska, czyli o położeniu, obyczajach, urzędach Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego” dodawał:
„Polacy latem i zimą dla obmycia i pokrzepienia ciała lubią łaźnie i cieplice, których oddzielnie niewiasty, oddzielnie mężczyźni zażywają.“
W tym miejscu można wspomnieć w ramach ciekawostki, że w Japonii do drugiej połowy XIX wieku łaźnie (sento) czy też gorące źródła (onsen) były koedukacyjne, i dopiero pod wpływem zgorszonych Europejczyków rozdzielono strefy dla kobiet i mężczyzn.
W wielu polskich miastach były „rurmusy”, czyli drewniane rurociągi. W pomieszczeniach znajdowały się antfosy, czyli umywalnie ze zbiornikami wody, napełnianymi przez służbę. Czasami w piece kuchenne wmurowywano kociołki na wodę zaopatrzone w kurki, rozwiązując problem ciepłej wody (!). W czasach, gdy w prawie całej Europie nie było już żadnych łaźni, w XVII wieku w Pińczowie działa wspaniała łaźnia Wielopolskich, uchodząca nieomal za ósmy cud świata, cała w marmurach, z licznymi posągami i fontannami (!) o czym pisze wydana najprawdopodobniej przez właścicieli broszurka:
„Kiedy się tkniesz rzeczy jednej,
Puści się deszcz niepodobny
Z góry i ze ścian, z pawimentu
I z każdego instrumentu,
Który w sobie wodę nosi,
Co trzydzieści wód przenosi.
Statua kamienne stoją
I te dziwne rzeczy broją i t. d”
Z oczywistych względów pokazuje pewne różnice kulturowe między Rzeczpospolitą a Europą Zachodnią…
Jednak to nie Polacy (czy szerzej obywatele Rzeczpospolitej) mieli największą liczbę łaźni wśród mieszkańców Europy. Palma pierwszeństwa przypada tu mieszkańcom Imperium Osmańskiego. Obyczaj stosowania higieny w życiu codziennym wynikał z nakazów religijnych. Powszechny zwyczaj zachowania czystości, w szczególności częstego mycia wzbudzał zdziwienie zachodnich podróżników. W XVII wieku krążyła anegdota mówiąca o tym, że w tureckim Konstantynopolu było więcej łaźni niż w całej zachodniej Europie. I nie wydaje się, aby ta anegdota była daleka od prawdy… Jak pisał angielski podróżnik Henry Blount w swej „Wyprawie do Lewantu” z 1636 roku, pierwszą rzeczą jako robili Turcy po zdobyciu wrogiego miasta była budowa publicznej łaźni i jej dotowanie. Istnieje zabawna anegdota dotycząca opinii Turków o higienie zachodnich Europejczyków:
„pewien Anglik wypadł któregoś dnia za burtę okrętu, co turecki świadek skomentował następującymi słowy: Wreszcie. Teraz Bóg Cię umył” [5].
Turcy dostrzegali zbawienny wpływ kąpieli na ciało, dlatego używali jej również między innymi w celach „polepszenia” wyglądu niewolników, którzy mieli trafić na targ:
„Wszelako więcej niż w jakimikolwiek innym miejscu jest tu mistrzów w dwojakiego rodzaju rzemiośle biegłych. Jedni z nich biorą niewolników kozackich, którzy już są głusi i mają po 40 lub 50 lat, do łaźni prowadzą ich, tam im masaż robią, a po wyjściu z łaźni tak go leczą, iż po kuracji owej wypadają mu wąsy i broda. W ten sposób zmieniają go w nadobnego pacholika o licach jasnych jak słońce, a potem tego dorodnego niewolnika sprzedają. A potrafią przy tym oszukać nawet takich handlarzy jasyru, którzy w życiu swoim sprzedali już wiele setek jeńców. Wszakże po miesiącu lub po dwóch, gdy ci wywiozą już takiego niewolnika do obcych krajów, wyrasta mu siwa broda i wąsy, tak iż zamienia się znowu w starego niewolnika kozackiego, co ani jednej nie wart akcza. Znają oni jeszcze jedną sztuczkę. Niewiastę taką, co już siedem albo osiem razy rodziła, z piersiami niczym torby obwisłymi, prowadzą do łaźni, a po kąpieli poddają jej twarz, oczy i dolną część ciała wzmiankowanym zabiegom za pomocą koperwasu, barwnika, pestek z pigwy, ałunu i brzytwy. Tymże sposobem przeobrażają ją w niewinną dziewicę o licach jak rubiny i piersiach jak pomarańcze, po czym przyoblekają ją w suknie obcisłe i barwne oraz na ławę sadzają, gdzie się niewolników sprzedaje. Potem taka stara, wynędzniała kobieta urodziwą dzieweczkę udaje. Lecz jeśli się zdarzy, że kupiec jakiś ujrzawszy takie dziewczę, olśniewające jak planeta Jowisz, kupi je, to się sromotnie oszuka. Albowiem przychodzi czas, że u dziewczyny tej znowu występuje miesiączka, a wtedy kupiec zaczyna biadać: 'Zabierzcie tę dziewczynę! O, biada mej duszy! Och, moje pieniądze!' Ale na cóż się to zda, skoro już ją kupił z tymi wszystkimi ułomnościami!”.[6]
Kiedy zobaczyliśmy, jak wyglądał problem łaźni i ogólnego podejścia do higieny, rozpatrzmy, jak wyglądało to w szczegółach.
W zachodniej Europie, strach przed chorobami przekształcił się w strach przed wodą, a zwłaszcza przed kąpielą. Liczni lekarze nie zalecali a nawet zakazywali kąpieli, jako osłabiających ciało i sprzyjających chorobom i śmierci. Francuski lekarz Theophraste Renaudot pisał w 1655 roku:
„Kąpiel, z wyjątkiem jej absolutnej konieczności ze wskazań medycznych jest nie tylko niepotrzebna, ale także niezdrowa. Wypełnia głowę waporami. Jest wrogiem nerwów i wiązadeł, które rozluźnia w takim stopniu, że ten, kto nie cierpiał na lumbago, pozna je po kąpieli” [7].
Piękny zamek Marly słynął ze swych fontann, jednakże, jak pisze G. Vigarello, historyk francuskiej higieny odnośnie wody tryskającej z tychże fontann:
„Tryska obficie w ogrodach, ale nie styka się niemal nigdy ze skórą tych, którzy tam mieszkają” [8].
Ludzie kąpali się niezwykle rzadko i często bardzo pobieżnie. Przykład szedł z góry. Królowa Anglii Elżbieta I kąpała się raz w miesiącu, Jakub I, król Anglii miał myć podobno tylko palce, król francuski Henryk IV słynął z obrzydliwego zapachu, wręcz fetoru jaki roztaczał. Jego syn, Ludwik XIII nie był zresztą lepszy, szczycił się:
„Mam to po ojcu, czuć ode mnie pot”[9]
Temuż Ludwikowi XIII, gdy się urodził, dopiero po sześciu tygodniach umyto głowę, w wieku lat pięciu umyto nogi a dwa lata później zaryzykowano kąpiel. Król Słońce, Ludwik XIV pierwszy poważny kontakt z wodą w życiu miał w wieku 7 lat, kiedy umyto mu nogi, co pokazuje postęp w stosunku do czasów jego ojca. Postęp w walce z czystością… Izabela, córka króla Hiszpanii Filipa II stała się niezwykle popularna w narodzie, kiedy ślubowała w 1601 roku nie zmieniać koszuli przed końcem oblężenia Ostendy. A trwało ono 3 lata, 3 miesiące i 13 dni, podczas których bielizna królewny zmieniła kolor z białego na płowobrązowy[10](!). Królowie i królowe myli się tak samo rzadko, jak najbiedniejsi chłopi. Kult brudu opanował Zachodnią Europę. Najznamienitsze autorytety naukowe stały na stanowisku, że zaschnięte wydzieliny ciała, jak na przykład pot, stanowią warstwę ochronną przed chorobami.
Ludzi opanowała prawdziwa mania brudu i wstręt do kąpieli. Uznano powszechnie, że do utrzymania należytej „czystości” wystarczy zmieniać bieliznę. W miarę regularnie zmieniana bielizna miała wchłaniać pot i brud i zapewniać odpowiednią „higienę”. Ludwik XIV uchodził za wyjątkowego czyściocha, ponieważ zmieniał koszulę trzy razy dziennie[11]. Dla maskowania przykrego zapachu, stosowano „ciężkie perfumy”, które stały się wręcz symbolem Francji. Jeden z szesnastowiecznych przepisów francuskich na radzenie sobie ze smrodem mówił bynajmniej nie o kąpieli:
„Aby zapobiec odorowi spod pach, które cuchną capem [!], należy dotykać skóry i nacierać ją gałkami różanymi”[12]
Co więcej, taki stosunek do higieny przyczynił się do powstania plagi pcheł, która prześladowała wszystkie stany. Było to zjawisko tak powszechne, że walce z pchłami poświęcano utwory literackie i dzieła malarskie (np. „Kobieta z pchłą” Georgesa de la Tour z 1638 roku).
Z listu pisanego z Francji przez Guido Posturo do Izabeli d’Este z 1511 roku wyłania się interesujący obraz francuskich niewiast:
„Niewiasty tu są raczej brudne, nierzadko z jakowąś wysypką, już to świerzbem na dłoniach, już to innymi nieczystościami, ale za to mają piękne lica, śliczne ciała i są urocze kiedy mówią, nadto nader chętne do całowania, dotyków i uścisków wszelakich” [13].
Czasami poziom brudu osiągał taki poziom, że stawał się problem społecznym. Pewien niemiecki ksiądz pod koniec XVII wieku alarmował, że brud jest tak wielki, że ani mąż do żony, ani żona do męża nie chcą się zbliżać.
Czasami dostrzegano potrzebę jakiś zabiegów higienicznych, co przedstawia dowcipny utwór „Piosenka” z ok. 1680 roku autorstwa John’a Wilmot’a, drugiego hrabiego Rochester:
„Bądź mi czystą i miłą, cna dziewico
Łacnie przywrócisz uśmiech na me lico
Sięgnąć racz jeno niekiedy bez biczy
Po papier do tyłka, gąbkę do piczy”[14]
Symbolem XVII wiecznego brudu w Europie, piękną, uperfumowaną fasadą obrzydliwego brudu stał się Wersal. Ten wybudowany z rozkazu Ludwika XIV pałac nie tylko, że źle zaprojektowany (wilgotny, ze strasznymi przeciągami i zimny) ale też nie posiadał żadnych urządzeń sanitarnych (a pamiętajmy, że w tym czasie prawie każdy polski dworek miał łaźnię!). Mocz oddawano do kominków, zaś potrzeby „cięższego kalibru” pod mury a czasami wręcz pod ściany w korytarzach (!). Istnym symbolem francuskiej kultury sanitarnej jest zarządzenie z 1715 roku, by w celach poprawy warunków sanitarnych usuwano raz na tydzień fekalia z pałacowych korytarzy[15]… By zamknąć temat „umiłowania” czystości na zachodzie Europy warto przytoczyć pewną prośbę starosty weselnego na weselu króla Henryka II. Proszono mianowicie, by w czasie, gdy młoda para będzie schodzić po schodach, nie oddawać moczu na tychże schodach, tak, by uryna nie ściekała na młodą parę.
Jedynym znaczniejszym kontaktem ludności zachodniej Europy z wodą w XVI-XVII wieku były kurorty z wodami mineralnymi czy też spa (nazwa ta wzięła się od sławnych gorących źródeł niedaleko Liege w Belgii), Korzystano z nich w celach zdrowotnych, jednak z reguły tak, by nie mieć z wodą zbyt długiego kontaktu. W każdym razie, to właśnie wody mineralne miały główny wpływ na powolną zmianę mentalności ludzi w stosunku do kąpieli. Zmiany te, zachodziły bardzo powoli, przez cały XVIII wiek. Na marginesie spraw europejskich można wspomnieć o Wielkim Księstwie Moskiewskim, które choć nie grzeszyło nadmierną czystością, to dzięki przebywaniu we wschodnim kręgu kulturowym posiadało całkiem sporo łaźni tudzież przydomowych bani na otwartym powietrzu, o czym pisze między innymi Samuel Maskiewicz w swoich „Pamiętnikach”.
Tymczasem w Polsce…
Już w XV-XVI wieku królowie z dynastii jagiellońskiej, wyróżniali się na tle innych władców wysoką kulturą higieny, regularnie zażywali kąpieli trzy razy w tygodniu. Prawdziwy dysonans i szok kulturowy przeżył Henryk Walezy (późniejszy król Francji Henryk III), który gdy przybył w 1574 roku na Wawel. Zupełnie nie orientował się do czego służą umieszczone w wawelskich łazienkach kurki z ciepłą i zimną wodą (o których to kurkach wspominałem wcześniej). Co więcej, cały system sanitarny zamku na Wawelu był całkowitą nowością dla Walezego. Jak pokazała historia, mimo posiadania wiedzy o różnych urządzeniach sanitarnych, wiedza ta nie wpłynęła na zmianę podejścia architektów do higieny we wznoszonych francuskich zamkach i pałacach.
W czasach, gdy Ludwik XIII pierwszy raz był kąpany w wieku 7 lat, na Wawelu król Zygmunt III Waza miał wielką, miedzianą wannę, prawie „półbasen”, z której regularnie korzystał. Podobnie zresztą łazienka z bieżącą wodą znajdowała się na Zamku Królewskim w Warszawie. Ciekawostką jest natomiast to, że nie zawsze kąpiel służyła zdrowiu – gdy po jednej z procesji żona króla Zygmunta III Wazy wróciła zgrzana na Zamek, lekarz polecił jej kąpiel w zimnej wodzie – w efekcie czego królowa się przeziębiła i niestety zmarła (może jednak w szaleństwie Zachodu była metoda?). Wreszcie, gdy powszechnym było, że w zamkach i pałacach zachodniej Europy oddawano mocz do kominków a załatwiano się pod ścianami, w rezydencji Krzyżtopór, wspaniałym pałacu typu palazzo in fortezza, ufundowanym przez Krzysztofa Opalińskiego (budowę ukończono w 1644 roku) znajdowały się toalety spłukiwane wodą ( podobne do nam współczesnych ), kurki z ciepłą i zimną wodą oraz centralne ogrzewanie (nieznane w budowanym później Wersalu). W tym miejscu można wspomnieć, że centralne ogrzewanie w Krzyżtoporze, czy innych polskich pałacach mogło być ewenementem na mapie Europy – ale nie na świecie. Choć może się to wydawać niewiarygodne, w budowanym od III wieku p.n.e. liczącym w sumie kilka tysięcy kilometrów długości Wielkim Murze Chińskim każda baszta, a tych było tysiące, miała centralne ogrzewanie, tak, że stacjonujący tam żołnierze mieszkali w miarę komfortowych warunkach.
Jednakże nie tylko łaźniami, łazienkami czy centralnym ogrzewaniem w pałacach różniła się Rzeczpospolita od Zachodu. Różniła się przede wszystkim kulturą mycia.
Tak, jak na zachodzie nie myto dzieci i obawiano się wody, praktycznie przez całe życie ludzie ograniczali się, co najwyżej do „mycia się” zmienianą bielizną, w Rzeczpospolitej już od urodzenia myto dzieci, zarówno dla higieny, jak i zahartowania młodego organizmu. Na tle „bieliźnianym” dochodziło czasami to zabawnych nieporozumień kulturowych. Ponieważ na zachodzie często zmieniane koszule były symbolem „czystości” duże znaczenie zyskały wystające czyste mankiety i kołnierzyki koszul spod strojów wierzchnich. W Polsce natomiast, ponieważ uznawano prymat wody nad często zmienianą bielizną nie było zwyczaju wystających elementów bielizny. Powodowało to, że np. nie znający polskich obyczajów higienicznych Francuzi mieli Polaków za barbarzyńców nie noszących bielizny (tak uznała jedna z paryskich dam dworu na widok członków wielkiego poselstwa z 1645 roku, które przybyło do Paryża po Ludwikę Marię Gonzagę, przyszłą małżonkę króla Władysława IV Wazy). Zaiste, prawdziwa to historyczno-kulturowa ironia.
Gaspar de Tende, dworzanin króla Jana Kazimierza Wazy pisał latach 60-tych XVII wieku:
„Dzieci chłopskie […] gdy się wybrudzą, matka myje je w zimnej wodzie. Nie należy się dziwić, że są tak bardzo wytrzymałe. I to do tego stopnia, iż – jak sam widziałem – ślizgały się po lodzie na gołych stopach. […] Każdego ranka myją szyję i twarz zimną wodą, nieważne jak byłoby mroźno. Jest to tak powszechnie spotykane wśród tego ludu, że nawet ojcowie przyzwyczajają dzieci do mycia się od momentu, gdy te potrafią ustać na własnych nogach” [16]
Podobnie pisał Ulryk Werdum:
„Na Rusi kapią dzieci aż do roku codziennie dwa razy w ciepłej wodzie i to kładąc je cale do wody, tak ze tylko głowa wystaje. Tak leżą w wodzie dłużej jak godzinę i pluskają się jak żaby. Sądzą bowiem że to popiera wzrost dzieci” [17].
Podobne zresztą zabiegi higieniczne przechodziły i szlacheckie dzieci. Regularnie kąpane, czasami nawet dwa razy dziennie, hartowane wystawianiem na ciężkie warunki, dobrze odżywiane szlacheckie dzieci wyrastały na zahartowanych wojowników. Liczni zagraniczni podróżnicy zawsze podkreślali dobrze zbudowane i „wojenne” sylwetki polskiej szlachty.
Co ważne, szlachcie polskiej (ale również innym stanom, mieszczaństwu i chłopstwu) zamiłowanie do kąpieli zostawało na całe życie, co miało zasadniczy wpływ na zachowanie higieny i czystości w narodzie, co tak kontrastowało z podejściem mieszkańców pozostałej części chrześcijańskiej Europy:
„Mimo że w Polsce jest niezmiernie zimno, to jednak skłonność do kąpieli jest tam tak duża, że właściwie nie ma domu szlacheckiego, w którym nie byłoby łaźni. W każdym mieście istnieją łaźnie publiczne, do których chodzi lud. Damy i ich córki kąpią się każdego miesiąca [tzn. bez względu na porę roku]. Zwyczaj ten może pochodzić stąd, że generalnie w całej Polsce kąpie się dzieci dwa razy dziennie, od momentu ich narodzin aż do wieku dwóch lat. W efekcie Polacy nie są w ogóle narażeni na świerzb i to zarówno na twarzy, jak i na głowie” [18].
Z czasem co prawda, szczególnie w XVIII wieku, pod wpływem „kultury” zachodu i jej wzorców, wkradały się okresowo zachodnie naleciałości w zakresie urządzeń sanitarnych, były jednak piętnowane w poezji, gdzie wykazywano zdecydowanie polskie wzorce jako słuszne i właściwe:
„Uważając budynki naszych przodków,
Jedna kuchnia przy domu, za to sześć wychodków.
Gdzie zaś widzisz dwie kuchnie, żadnego wychoda,
Inna to dziś, włoskiej maniery moda…”
Nie należy zapomnieć również o higienie w wojsku polskim. Podczas gdy w Wersalu załatwiano się na korytarzach zamkowych, w polskich obozach wojskowych, każdy poczet miał swój własny wychodek, co przeciwdziałało wybuchowi zarazy (widać je wyraźnie na rysunkach obozu wojskowego w „Architektura Militaris czyli budownictwie wojennym” Józefa Naronowcza-Narońskiego z XVII wieku). Również to w Polsce wyszedł pierwszy nowożytny traktat o higienie wojskowej, i to dwa wieki przed podobnymi pracami na zachodzie Europy.
Oczywiście, i Polska nie była wolna od problemów higienicznych, stąd zdarzająca się u Polaków przypadłość włosów zwana kołtunem („plica polonica”), dlatego też często można zaobserwować portrety przedstawiające łysych szlachciców, co jak można się domyślać, nie było li tylko i wyłącznie spowodowane chęcią walki z postępującą łysiną czy modą. Jednakże problemy z włosami to również domena zachodu, stąd tak rozwinięta w XVII i XVIII wieku instytucja peruk (nierzadko wielkich i wyszukanych), które stawały się istnym siedliskiem tak trapiących tamte społeczeństwa pcheł. Nadmienić można, że z efemerycznymi wyjątkami idących za zachodnią modą najwyższych sfer (vide portret króla Michał Korybuta Wiśniowieckiego) Polacy wyśmiewali i gardzili perukami.
Patrząc na powyższe przykłady można się zastanowić, jak to możliwe, że Polska (szerzej Rzeczpospolita) tak różniła się od krajów zachodniej Europy w zakresie higieny. Ale nie jest to jedyny element, który wyprzedzał swoje czasy (w miarę częste mycie dzieci i dorosłych w zimnej wodzie to domena dopiero XIX wiecznej wiktoriańskiej Anglii, najczystszego kraju Zachodu!). Demokracja szlachecka również wyprzedziła swoje czasy. Podobnie prawo, np. że nikt nie może być uwięziony bez wyroku sądowego (neminem captivabimus nisi iure victum z lat 1430-1433) co postępowa Anglia uzyskała dopiero w 1679 roku (Habeus Corpus Act), czy nietykalność majątkową bez wyroku sądowego (1422) czy wreszcie prawo wypowiedzenia posłuszeństwa władcy, który nie przestrzega prawa (artykuły henrykowskie 1573).
Dlatego też, pomni wszystkich wad i błędów, jakie popełnili nasi przodkowie oraz mając świadomość, że Rzeczpospolita Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego nie była bynajmniej rajem ani nie była idealna, nie możemy zapominać o jej doniosłych osiągnięciach, które niejednokrotnie wyprzedzały epokę o całe stulecia, zostawiając inne europejskie państwa daleko w tyle. I właśnie jednym z takich „osiągnięć” było zamiłowanie go higieny, kąpieli i samej wody, tak, że w najbrudniejszym czasie w historii Europy, XVI-XVII i części XVIII wieku, zza zasłony smrodu i brudu, skaczących pcheł i oparów uperfumowanej Europy wyłania się w miarę czysta i naturalna, zahartowana i nie śmierdząca Rzeczpospolita, niczym wyspa na wzburzonym morzu nieczystości.
Kraj twardych ludzi, czystych i zahartowanych, urodzonych rycerzy, gotowych walczyć w obronie swej wolności, stylu życia i wartości, które wyznają, a które uczyniły ich kraj, Rzeczpospolitą, wielkim.
Bibliografia:
Bardach J., Leśniodorski B., Pietrzak M., Historia ustroju i prawa polskiego, Warszawa 2005.
Czelebi E., Księga podróży, Warszawa 1969.
Gloger Z., Encyklopedia staropolska, tom III, Warszawa 1900.
Górnicki Ł., Dworzanin, Warszawa 1950.
Kromer M., Polska, czyli o położeniu, obyczajach, urzędach Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego, Wilno 1853.
Kuls T., Krzyżtopór, Warszawa 2014.
Markiewicz M., Historia Polski 1492-1795, Kraków 2005.
Ragnhild H., Europe in the Age of Louis XIV, London 1969,
Roztworowski E., Historia powszechna wiek XVIII, Warszawa 2004.
Sikora R., Dzieciństwo w dawnej Polsce, [w:] Wzrastanie, 303-304, 2014.
Sikora R., Targi białych niewolników, http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,rzeczpospolita?zobacz/targi-bialych-niewolnikow.
Stomma L., Królów Francji wzloty i upadki, Warszawa 2004.
Vigarello G., Czystość i brud. Higiena ciała od średniowiecza do XX wieku, Warszawa 1996.
Witczak J., Sarmacki Republikanizm, Warszawa 2016.
Wójcik Z., Historia powszechna wiek XVI-XVII, Warszawa 2008.
Kuba Pokojski
Przypisy:
[1] K. Ashenburg, Historia brudu, Warszawa 2009, s. 69.
[2] G. Vigarello, Czystość i brud. Higiena ciała od średniowiecza do XX wieku, Warszawa 1996, ss. 14-15.
[3] K. Ashenburg, Historia…, s. 83
[4] R. Sikora, Dzieciństwo w dawnej Polsce, [w:] Wzrastanie, 303-304, 2014, s. 50
[5] K. Ashenburg, Historia…, s. 91.
[6] E. Czelebi, Księga podróży. Warszawa 1969, s. 308.
[7] K. Ashenburg, Historia…,, ss. 89-90.
[8] G. Vigerallo, Czystość…, s. 99.
[9] H. Ragnhild, Europe in the Age of Louis XIV, London 1969, s. 10.
[10] K. Ashenburg, Historia…, s. 98.
[11] G. Vigarello, Czystość…, s. 76.
[12] K. Ashenburg, Historia…, s. 98.
[13] Tamże, s. 82.
[14] Tamże, s. 90.
[15] Tamże, s. 101.
[16] R. Sikora, Dzieciństwo… s. 50
[17] Tamże, s. 50.
[18] Tamże, s. 50.